sobota, 23 lipca 2011

skaleczony motyl

"Skaleczony motyl" (noce wybarwione)

Skaleczony motyl w korko-ciągu wściekłym
wznosi się na chwilę.
Lotem ostatecznym zalicza dwa piekła.
Wybarwione noce!
Skaleczony motyl umiera sam.
W locie...

wasze zdrowie wszyscy święci

Wasze zdrowie wszyscy święci!
Wszyscy święci wniebowzięci.
Abderyci, hej, na górze!
W purpurowo-złotej chmurze!
Wasze zdrowie wniebowzięci...
(fragment wiersza "Zdrowie abderytów"/Bożena Kraczkowska)

jeśli ktoś miał kiedykolwiek nadzieję, że Klub 27 przestał przyjmować gości, to się mylił. Dzisiaj drinki stawia Amy Winehous!

23.06.2011 r.
Amy Winehouse nie żyje!

Brytyjska piosenkarka została znaleziona martwa w swoim domu w Londynie - poinformowała brytyjska policja. Od lat zmagała się z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu. Miała 27 lat. (fot. Rex Features)



3 lipca 1971 r.
Jim Morrison nie żyje!
Amerykański muzyk zmarł w Paryżu, prawdopodobnie w wyniku przedawkowania heroiny. Miał 27 lat.

18.09.1970 r.
Jimi Hendrix nie żyje!
Amerykański muzyk zmarł w hotelu Samarkand w Londynie. Zgon nastąpił w wyniku komplikacji po zażyciu środków nasennych. Miał 27 lat.

4.10.1970 r.
Janis Joplin nie żyje!
Amerykańska piosenkarka została znaleziona martwa w pokoju numer 105 w Hotelu Landmark w Hollywood. Przyczyną zgonu było ostre zatrucie heroinowo-morfinowe. Miała 27 lat.

Klub 27 "zrzesza" muzyków, którzy zmarli w wieku 27 lat, niektórzy w niewyjaśnionych okolicznościach.

TU znajdziesz uaktualnioną listę członków Klubu 27.

piątek, 22 lipca 2011

piątek w redakcji

Piątek rano w redakcji.
- Jeszcze dzień się nie zaczął, a ja już jestem zmęczona - jęknęła koleżanka. - Na pewno mam syndrom piątku...
- Ty masz syndrom nie tylko piątku, ale także poniedziałku, wtorku, środku i czwartku - złośliwie wyliczyłam koleżance.
- I piątku! - nieustępliwie dorzuciła koleżanka.
- I piątku i od początku! :)

wtorek, 19 lipca 2011

łyżeczka nieba

wiersz na cały tydzień


Ach, gdybyż tak łyżeczkę nieba można do kawy wrzucić
i gdybyż jeszcze stare drzewa udało się zawrócić,
i czarnej burzy biały obłok wyszarpnąć, jak Komeda.
I gdybyż jeszcze to zamieszać...
łyżeczką prosto z nieba.

niedziela, 17 lipca 2011

makowa figura w deszczu

Kończę właśnie pracę nad projektem „maki” (klikam te maki od maja) i zakręca mnie to jak ten słoik w rzęsie (patrz post „słoik w rzęsie, czyli nie daj się utopić”.
Wyszłam więc znowu na pole, a tam mak. Wystawił swój kielich do nieba szarego. Jak talerz. Zaczęłam go fotografować, bo taki plaskaty był i do nieba... Zaczął padać deszcz. Ja nic - klikam. Patrzę przez okienko, a mak zaczyna się obracać. Klatka po klatce, najpierw do pionu i patrzy bezszczelnie prosto w obiektyw, a potem, jakby respektu nabrał, zaczął się chylić ku ziemi, aż ukłonił się, skromnie zwieszając głowę. Deszczem taki zmoczony. Trwało to może minutę, myślałam, że się uduszę, bo ja nie oddycham jak fotografuję, no odruch taki, żeby aparatem nie ruszać.
Niebywałe zjawisko!, uwierzcie mi, że to się zdarza raz na tysiąc moich lat. Ulepiłam więc filmik, żeby inni zobaczyli tę „makową figurę w deszczu”. Jako podkład wkleiłam moją piosenkę „Motylek” :)

zapraszam na prezentację


wtorek, 12 lipca 2011

reklama, czyli drzwi do lasu

- Przeczytać ci tekst reklamowy? - rzuciła znad swojego ekranu moja redakcyjna koleżanka Anka.
- Czytaj!

- To zgadnij, co reklamują - "kuchnia to pomieszczenie, w którym w powietrzu unosi się kulinarna magia oraz nieprzyjemne zapachy przypalonego oleju, mleka, smażonej ryby..."
- Eee... to łatwe jest, chodzi o maggi, przyprawa taka. 

- Niee-e. 

- No to olej!
Anka uniosła brwi.
- Co mam olać?
- Nic nie masz olać. Mówię, że o olej chodzi.
- Aaa..., niee-e.

- No... to... pochłaniacz?
- Nie zgaduj, tylko myśl. 

- To przeczytaj jeszcze raz.

- Kuchnia to pomieszczenie, w którym w powietrzu unosi się kulinarna magia...

- Mówiłam już - maggi.
- Niee-e.

- No to nie wiem.

- Chodzi o okna!
- Że niby co.

- Że warto je mieć, żeby skutecznie kuchnię przewietrzyć.

- Toż to jawna dyskryminacja tych, co mają ślepe kuchnie!
- Czemu?

- Jak to czemu? Temu, że mają ślepe.

- No i o to właśnie chodzi, żeby ślepych nie mieli. Żeby sobie okna wstawili. 

- W co? 

- W kuchnię. 

- W ślepą? Jak?

Anka podrapała się w głowę.

- Ojej, to proste - najpierw niech wstawią z kuchni do pokoju, a potem z pokoju na ulicę.
- O! I to jest przemyślana reklama! Dwie pieczenie z jednej kuchni - podsumowałam i wróciłam do swojej roboty.
Po chwili Anka znowu wychyliła się zza ekranu.
- No... - zachęciłam ją.

- Zgadnij, o co teraz chodzi: "Budynki nie tylko powinny mieć ściany, ale również być zdrowe. Nasza firma wyszła poza obszar budynku i zbliżyła się do człowieka w sposób dosłowny".
Tym razem ja podrapałam się w głowę. "Jeny... - pomyślałam - co może wyjść poza ściany i zbliżyć się do człowieka w sposób dosłowny?"
- Drzwi! - wypaliłam. - Chodzi o drzwi!



- Niee-e.
- No to nie wiem.

- Beton! - zawołała tryumfalnie Anka. 

- Beton zbliżył się do człowieka w sposób dosłowny, tak?

- No tak. Znane są takie przypadki. Mówi się przecież: ręka, noga, mózg na ścianie.

- Jak się go ma.

- Co, beton?

- Nie. Mózg!

Ryknęłyśmy śmiechem na całą redakcję. To zwabiło naszego redakcyjnego kolegę Władka.
- A to znacie? - spytał wychylając się zza przepierzenia. - "Skład opału oferuje w ciągłej sprzedaży detalicznej i hujtowej węgiel w sortmencie kostka, orzech, groszek, miał".

- Znam, znam, hujtowy sortment groszek miał - podsumowałam.
Znowu ryknęliśmy, ale tym razem we trójkę.
- A o drzwiach coś masz? - spytałam Władka.
- Co ty z tymi drzwiami? - nie wytrzymała Anka. 

- Potrzebuję drzwi, bo moje wejściowe całkiem się rozklekotały.
- A wiesz, że nawet gdzieś miałam...
Anka chwilę szperała w komputerze.
- Jest! Posłuchaj: "Niezbędnym elementem każdych drzwi jest klamka. Stanowi ona ułatwienie w czasie otwierania drzwi".
- Jeny... - pacnęłam się ręką w czoło. - Że też na to wcześniej nie wpadłam!

- Na co?

- Żeby klamkę kupić. Od lat łomem otwierałam.
- Czy wy się w końcu weźmiecie do pracy? - usłyszałyśmy głos szefa.
- Ależ my właśnie pracujemy - odpowiedziała rzeczowo Anka. - Teksty czytamy ze zrozumieniem, a potem tak je redagujemy, żeby były zrozumiałe dla Czytelnika. Na przykład taki tekst: "Urządzeniem, które cieszy się największą popularnością zwłaszcza latem jest lodówka. To właśnie w niej szukamy ochłody w upalne dni."
- Jeny... - jęknęłam. - A ja mam taką małą lodówkę...
- I co z tego?
- A to, że do niej nie wlazę... :P

niedziela, 10 lipca 2011

słoik w rzęsie, czyli nie daj się utopić

jak zwykle rano poszłam w las. W Zatoce Apatii (jest taka zatoka za pieczewskim lasem:) zatrzymałam się przy stawie zarośniętym rzęsą wodną. Uwagę moją zwrócił słoik. A dokładniej jego wieczko - czerwone tkwiło w gęstej zieleni tych rzęs.
- Co za baran wrzucił tu ten słoik? - szarpnął mną nerw ekologa. - Przecież sam tu nie przyszedł, ten słoik. Musiał go jakiś baran tu przynieść. I przyniósł, i wrzucił do stawu. Baran jeden.
I nie wiedzieć czemu zaczęłam rymować całkiem jak bohater "Dnia świra": w zamulonym stawie, pośród rzęs zielonych unosił się słoik, lekko zawstydzony, że ponad zielenią wystaje mu wieczko...
i dalej nie mogłam w żadną stronę. Wróciłam do domu i napisałam od nowa:

Zakręcony słoik wrzucił ktoś do stawu,
a potem zawołał: to jest przeciw prawu,
żeby taki mały unosił się w górze!
To jest przeciw prawu, a nawet naturze!

A słoik? Cóż słoik... pośród rzęs zielonych
skromnie się unosił, lekko zawstydzony,
że ponad zielenią wystaje mu wieczko
czerwone jak malwa - ekscentryczne deczko.



Czerwone w zielonym? Zestaw to liryczny
byłby, gdybyż wieczko w skręcie makabrycznym
nie zacięło w pustej słoika przestrzeni
dwóch łyków powietrza odebranych Ziemi.

Dwóch łyków talentu, a tyle korzyści,
zamiast opaść na dno, w słońcu wieczko błyszczy,
zamiast opaść na dno, zażywa kąpieli
i w rzęsie zielonej staw z innymi dzieli.

Staw się nie sprzeciwia, Ziemia się nie dusi...
Słoik nie chce tonąć i nikt go nie zmusi!
Co z tego, że pływa w rzęsie? Gdzie afera?
Nie ma prawa wieczko znad rzęsy spozierać?

Warto dostrzec w rzeczy opisanej sprawę,
którą tu wyłożę nim pójdę na kawę:
nie daj się utopić zazdrości mizernej,
słoik przetrwał w stawie, bo miał wieczko szczelne :)

*

środa, 6 lipca 2011

kredens

o kredensie, znaczy nadziei :)

nie widzę celu, ani sensu,
no to zaglądam do kredensu,
a tam brzoskwinie jak pomarańcze!
i znów wesoło sobie tańczę!
I już mi lepiej, lekko nawet
wypinam na ten bezsens zadek
i kicham na humory Pana,
chociaż przede mną brudna ściana...

nie widzę sensu, ani celu.
Dziura rozpycha się w portfelu,
więc znowu wpadam do kredensu,
bo tam dżem session słodkich sensów:
maliny z miętą i z gruszami
łaskoczą słodko za uszami
i już mi lepiej proszę pana,
chociaż przed mną brudna ściana...

I tylko czasem spojrzę w górę
na boską nieba konfiturę
i szepnę skrycie, pośród czasów:
możesz mi zabrać trochę lasu...
możesz odebrać kilka sensów...
lecz zostaw dostęp do kredensu!!!